niedziela, 13 grudnia 2015

rozdział 4.

Lost Frequencies - Reality

23 stycznia 2013, godzina 8:50
Oslo

            Jedni marzą o milionowej wygranej w loterii, drudzy o długich egzotycznych wakacjach, jeszcze inni pragną żyć długo i szczęśliwie. A ja? Ja chciałabym po prostu, żeby Norman przestał być pierwszą osobą, której głos słyszę rano.
            - Na głowę upadłeś? – mruknęłam, zalewając kawę wrzątkiem. – Żadne szanujące się medium nie wyśle dziennikarzy na konferencję zapowiedzianą z trzygodzinnym wyprzedzeniem. No chyba, że zadowala cię obecność tych pseudo-żurnalistów z Dagbladet.
- To jest sprawa o morderstwo – odparł Norman. – W dodatku głośna na całą Norwegię.
- Sprawa o morderstwo randomowej dziewczyny, a nie członka rodziny królewskiej!
            Czasem Norman był tak samo pewny siebie, jak głupi. Słuchając go, miałam niepohamowaną ochotę walnąć głową w stół i umrzeć z bezradności. Jednak w obliczu faktu, że mój stół od przeszło dwóch miesięcy leżał w kącie kuchni, zapakowany w ten sam katon, w który włożyli mi go w Ikei, jedyną możliwą formą wyrażenia dezaprobaty w stosunku do normanowego niemyślenia był solidny cios otwartą dłonią w czoło. Zanim zdążyłam się powstrzymać, zamachnęłam się ręką, w której trzymałam czajnik, tak że strumień gorącej wody chlusnął mi na stopę. Zaklęłam, a w słuchawce usłyszałam oburzone ‘Ada’.
- Gdzie ty w ogóle chcesz to zrobić? – zapytałam, włożywszy poparzoną nogę do zlewu.
- Na Vikersundbakken – powiedział Norman takim tonem, jakby zorganizowanie na skoczni teatrzyku dla mediów było najprostszą rzeczą pod słońcem.
- Ty się chyba z krzesłem na mózgi pozamieniałeś. – Coraz bardziej popadałam w przekonanie, że z Ibsenem jest coś nie tak. – Za kilka dni są jakieś zawody, oni tam trenują! Nikt nie udostępni ci skoczni na pogaduszki z dziennikarzami!
- A chcesz się założyć? – zapytał chłodno Norman, po czym zakończył połączenie.
- O roczną wypłatę – mruknęłam w odpowiedzi na dobiegający z słuchawki przerywany sygnał.

23 stycznia 2013, godzina 12:00
Vikersund

            Odwieczną zagadką pozostanie dla mnie odpowiedź na pytanie: jak mu się to udało? No bo fakt był niezaprzeczalny – siedziałam przy stole w jednym z pomieszczeń pawilonu należącego do terenu mamuciej skoczni w Vikersund, przed sobą miałam tłum podekscytowanych dziennikarzy, a kątem oka dostrzegałam czerwone światełko nagrywającej wszystko kamery. Zerknęłam na siedzącego obok Normana. Ubrany w swój najlepszy garnitur wyglądał na jeszcze bardziej zadowolonego z siebie niż zwykle. I jeszcze przystojniej niż zwykle…
            Krzesło po prawej stronie Normana zaszurało po podłodze. Starszy mężczyzna podniósł się z miejsca i odkaszlnął. Kiedy wyciągnął swoją pomarszczoną rękę po mikrofon, w sali rozległy się pojedyncze śmiechy. Uznałam je za wystarczający dowód na to, że Ibsen zaprosił na konferencję stado lumpendziennikarzy.
            Henning Holtaas objął stanowisko rzecznika policji w Oslo ponad pół wieku temu. Był stary, zasuszony jak orzech włoski, a swoje białe włosy zaczesywał na pożyczkę, ale język miał wciąż równie cięty co przed pięćdziesięcioma laty. Podczas każdej prowadzonej przez niego konferencji czekałam ze zniecierpliwieniem, aż ktoś zajdzie mu za skórę.
            Holtaas potoczył po twarzach siedzących spojrzeniem swoich czujnych błękitnych oczu. Z wyrazu jego twarzy wyczytałam, że większość z nich widzi po raz pierwszy w swoim długim życiu. Mogłabym wstać i przybić z nim piątkę.
            - Witam na konferencji prasowej zorganizowanej w związku z morderstwem popełnionym na Ingrid Eriksson.
            Podekscytowane szepty wypełniły salę, padło kilka pytań. Żenada. Holtaas zignorował to nagłe poruszenie i nie przerywał swojej wypowiedzi. Kiedy mnie przedstawił, ledwo widocznie skinęłam głową.
            - Dzień dobry państwu – przywitał się Norman, kiedy nadeszła jego kolej. – Dziękuję bardzo za przybycie, pomimo że informacja o zorganizowaniu konferencji dotarła do państwa przed kilkoma godzinami.
            Przewróciłam teatralnie oczami. Zaprosił na konferencję bandę gówniarzy i miał zamiar udawać, że przemawia do profesjonalistów. Typowy Ibsen. Jeszcze nigdy nie byłam świadkiem normanowego przyznania się do błędu. Z każdym kolejnym jego słowem chciałam z zażenowania schować się pod stołem. Czułam, że tracę czas. Choć starałam się jak mogłam, nie byłam w stanie skupić uwagi na tym, co mówił Norman. Może dlatego poczułam się zupełnie zaskoczona, kiedy mój mózg zarejestrował, że Ibsen w końcu przestał się płaszczyć, a mikrofon przejął Holtaas.
            - Teraz głos zabierze naczelnik wydziału śledczego prokuratury okręgowej w Oslo, Adriana Larson.
            Wygładziłam rogi leżącej przede mną kartki. Wyniki sekcji zwłok, które otrzymałam faksem poprzedniego wieczoru. Co powiedzieć? Czego nie mówić? Jedno słowo mogło albo wszystko zepsuć, albo doprowadzić nas do osób, które wskażą nam odpowiedni trop. Jakikolwiek trop. Lata spędzone na pracy dla prokuratury nauczyły mnie, że zawsze znajdzie się ktoś, kto widział lub słyszał coś ważnego, choćby nie zdawał sobie z tego sprawy. Jednak nadmiar informacji, który przedostanie się do mediów, dałby mordercy przewagę. On znałby każdy nasz krok, podczas gdy my bylibyśmy jak dzieci we mgle, próbujące wyśledzić go po omacku.
            - Ciało Ingrid Eriksson zostało znalezione we wtorek rano tuż przy skoczni narciarskiej, na terenie której właśnie się znajdujemy.
            Rozległy się podekscytowane szepty. Trzeba było powiedzieć po prostu, że to Vikersund. Może wtedy nikt by nie sikał w gacie i nie szukał trupa pod krzesłem.
            Odchrząknęłam.
            - Rozległe obrażenia w części potylicznej czaszki świadczą o tym, że została uderzona z dużą siłą w głowę. Nie stwierdzono innych uszkodzeń ciała.
            Kolejne rzucone w przestrzeń pytania. Skrzywiłam się z niesmakiem. Pierwszy raz na briefingu? Holtaas uśmiechnął się złośliwie i przypomniał o planie przebiegu konferencji, po czym dał mi znać, żebym kontynuowała.
- Póki co nieznane są przyczyny zbrodni. Podczas badań patologicznych nie znaleziono śladów gwałtu, zatem wykluczyliśmy morderstwo na tle seksualnym. Wszystkich, którzy wiedzą cokolwiek mogącego mieć choćby najmniejszy związek ze sprawą prosimy o kontakt z policją lub prokuraturą. Liczymy także na wzmożoną czujność i współpracę mediów. Mój numer telefonu mają państwo podany w teczkach prasowych. Dziękuję bardzo.
            Oddałam mikrofon rzecznikowi policji, który spojrzał na mnie z wdzięcznością. Wyglądał na zadowolonego z tego, że moja przemowa była trzy razy krótsza od niemal półgodzinnego monologu Ibsena. Najwidoczniej i jemu nie na rękę była zwołana przez Normana konferencja.
- Czy są jakieś pytania?
Spora część jednocześnie podniosła ręce. Pozostali albo od razu zaczęli pytać, albo wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. Holtaas skinął głową w kierunku szpakowatego blondyna, wyglądającego jakby miał zaraz zacząć lewitować nad krzesłem.
- Jesteście pewni, że sprawca jest jeden? – zapytał ten, nie siląc się nawet na podanie nazwy redakcji. – Może to zorganizowana grupa?
- Nie wykluczamy niczego – przyznał Norman. – Ślady DNA, które znaleźliśmy przy ofierze należą do jednej osoby, ale bierzemy pod uwagę fakt, że sprawców mogło być więcej.
- O jakich śladach mowa? – drążył temat.
- Tego już nie możemy zdradzić.
            Dziennikarz zmrużył oczy i zrobił oburzoną minę. Najwidoczniej spodziewał się, że bez problemu uzyska odpowiedź na każde pytanie. Już miał wyrazić na głos swoje niezadowolenie, kiedy odezwała się młoda kobieta w koszuli z logo VG.
            - Nie obawiacie się, że to nie było przypadkowe morderstwo jednej dziewczyny? Co, jeśli wkrótce pojawi się kolejna ofiara?
- Gdybyśmy potrafili przewidzieć każdy krok sprawcy, nie siedzielibyśmy tutaj – odparłam. – Robimy wszystko, żeby zapobiec kolejnym  morderstwom, jeśli takie mają mieć miejsce. Dlatego prosimy wszystkich o wzmożoną czujność. Jeżeli ktoś ma informacje mogące mieć jakikolwiek związek ze sprawą, powinien natychmiast nas o tym powiadomić.
            Na chwilę zapadła cisza. Niektórzy skrzętnie coś notowali, a inni siedzieli rozparci na krzesłach, bawiąc się dyktafonami. W końcu rękę podniósł siedzący w kącie brunet. Holtaas skinieniem głowy udzielił mu głosu.
- Sindre Lindland z dziennika Aftenposten – przedstawił się, a ja z aprobatą pokiwałam głową. – Mam pytanie do prokurator Larson. Mówiła pani o obrażeniach, jakie znaleziono na ciele ofiary, ale nie wspomniała pani, czym zostały spowodowane. Czyżby narzędzie zbrodni było policji i prokuraturze nieznane?
Czułam na sobie wzrok Normana. Dosłownie świdrował mnie spojrzeniem, próbując w ten sposób zamknąć mi usta. Wyluzuj, stary. Przecież pamiętam, jaki był plan.
- Proszę mi wybaczyć, ze względu na dobro śledztwa nie mogę udzielić państwu żadnych informacji na ten temat – odparłam.
            Po sali po raz kolejny przebiegł szmer. Trzymane w dłoniach dyktafony i długopisy zamarły. Widziałam wybałuszone z ciekawości oczy dziennikarzy. Doskonale wiedzieliśmy, że zakazany owoc smakuje najlepiej, dlatego uznaliśmy, że nawet słowem nie wspomnimy w naszych przemówieniach o narzędziu zbrodni. Szkoda tylko, że wśród głupkowatych pismaków znalazł się jeden, który musiał znaleźć się jeden spostrzegawczy i o to nieszczęsne narzędzie zapytać. A my nie mieliśmy zamiaru informować mordercy, że znaleźliśmy w krzakach jego bejsbola. Dziennikarze najwidoczniej nie zrozumieli naszych intencji, bo już kolejny z nich wstał z miejsca, gotów drążyć temat. Reszta zamilkła, z podekscytowaniem nadsłuchując odpowiedzi.
            - Dagbladet – rzucił nazwę redakcji. - Czy przez tę wymijającą odpowiedź mamy rozumieć, że tak naprawdę nie macie nic oprócz martwego ciała?
            Miałam ochotę złapać smarkacza za ucho i wyprowadzić z sali. Już szykowałam się do wstania z miejsca, kiedy Norman nachylił się nad mikrofonem, by zabrać głos.
            - Tak jak powiedziała prokurator Larson, niektóre szczegóły śledztwa muszą pozostać utajnione. Proszę pamiętać, że sprawa toczy się o morderstwo.
- Czy nie uważacie, że ukrywanie przed mediami istotnych faktów spowoduje, że nie będziemy chcieli z wami współpracować?
- Proszę powiedzieć mi, ile ma pan lat? – zapytałam, po czym kontynuowałam, zanim Norman zdołał wyrwać mi mikrofon z ręki: - Bo zasada ‘coś za coś’ obowiązywała w przedszkolu, a sprawa Ingrid Eriksson nie ma nic wspólnego z dziecięcymi gierkami. Czy są jakieś pytania niezwiązane z narzędziem zbrodni?
            Kilka osób podniosło się z miejsc i wyszło, pozostali siedzieli z niezadowolonymi minami. Nikt się nie odezwał. Niektórzy wyglądali tak, jakby chcieli podnieść rękę, ale ostatecznie zrezygnowali. Henning Holtaas potoczył wzrokiem po sali, po czym  sięgnął po mikrofon.
            - Skoro nie ma więcej pytań, konferencję uważam za zakończoną. Zarówno komendant Ibsen, jak i prokurator Larson są do państwa dyspozycji.

            Ledwo przekroczyłam próg sali konferencyjnej, a już ktoś jedną ręką zakrył mi usta, drugą chwycił mnie za ramię i zaciągnął za szeroki betonowy filar podtrzymujący sufit pawilonu. No gdzie tak w biały dzień?! Niewiele myśląc zamachnęłam się i władowałam w kolano napastnika stopę obutą w czółenko na szerokim obcasie. Usłyszałam pisk i poczułam, jak uścisk na moim barku się poluźnia.
            - To był dowcip, czy próba przyznania się do winy? – zapytałam, wpatrując się w skaczącego na jednej nodze Hilde. – Bo jeżeli chciałeś się przywitać, to wystarczyło powiedzieć: ‘Cześć Ada, miło cię widzieć!’.
- Cicho! – syknął, rozmasowując obolałe miejsce. – Wolałbym, żeby Alex nie wiedział, że tu jestem. Powiedział, że mam trenować, a nie zajmować się głupotami.
- Głupotą jest dla niego morderstwo ze szczególnym okrucieństwem, czy znajomość ze mną?
- Wszystko, co nie jest bezpośrednio związane z Pucharem Świata – odparł. – Także ten… Wpadłem na chwilę i w tajemnicy.
- Stary, nie doceniasz paparazzo. – Obróciłam Hilde w stronę fotografa dokładnie w momencie, w którym zaskoczyła migawka aparatu. Tom tylko jęknął na widok wycelowanego w nas obiektywu. – Zobaczysz, jutro będziemy sławni!
- Ja już jestem – obruszył się i wypiął dumnie pierś.
- Ach, no tak, zapomniałam – westchnęłam. – Naczelny buloklep i dupcyngier kadry narodowej.
- Trochę szacunku, dobra? – Hilde zaczerwienił się ze zdenerwowania. – Właśnie wróciłem z bardzo udanych zawodów w Sapporo. No i zająłem trzecie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni. Mogę pokazać ci medal!
- Ty mi lepiej nic nie pokazuj, zostaw to dla swoich dziewczyn – parsknęłam.
- Rany, Ada… - jęknął, uderzając się otwartą dłonią w czoło.
- Dobra, nieważne. – Machnęłam ręką. – A tak właściwie, to co ty tutaj robisz, skoro twój szanowny trener każe ci ryzykować złamaniem karku?
- Chciałem cię usłyszeć i… Jejku, byłaś super!
            Zrobiło mi się naprawdę miło. Przez krótki okres naszej znajomości, Hilde zdążył już skrytykować u mnie wszystko, poczynając od ubrań, poprzez fryzurę, a na charakterze kończąc. Kiedy więc w końcu usłyszałam w jego głosie szczerą aprobatę, poczułam się jak na rozdaniu Oscarów. Brakowało tylko statuetki. Bo sama tomowa obecność, to raczej marna nagroda.
- Dz-dzięki – wydukałam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Wkrótce jednak otrząsnęłam się z amoku, klepnęłam Toma w ramię i ruszyliśmy korytarzem, bo już kolejny fotograf szykował się do zrobienia zdjęcia. Wolałabym, żeby nie udokumentowano mnie rumieniącej się przy skoczku. A już na pewno nie przy Hilde.
- Skąd w ogóle wiedziałeś o konferencji?
- Od Alexa – odparł, wzruszając ramionami.
- Ta, jak sam stwierdził, głupota zaprzątnęła jego uwagę? – zdziwiłam się.
- Zrzędził coś o snobach i panoszeniu się na jego terenie – przyznał Hilde, po czym szybko dodał: - Ale nie bierz tego do siebie! Twoje wystąpienie było w dechę, serio! Koleś z Dagbladet to się mało nie popłakał, tak mu dowaliłaś!
- Luzik, Tom, mało mnie obchodzi jego opinia – odparłam. – Odnoszę wrażenie, że już w młodości zapodział gdzieś mózg. Może wypadł mu przez ucho podczas któregoś z dłuższych skoków?
- Jakby jakikolwiek z jego skoków można było nazwać dłuższym – zachichotał Hilde.
- Co takiego? – Zatrzymałam się tak raptownie, że idący za mną dziennikarz w ostatniej chwili mnie wyminął, unikając tym samym parkowania na moich plecach.
- No, jakby to powiedzieć… - Podrapał się po wciąż drżącym mu ze śmiechu podbródku - Alex to raczej spadał niż skakał.
- Taki był kiepski?
- Kiepski to w tym przypadku komplement – odparł. – Po dwóch sezonach skończył karierę, bo odkrył, że nawet jego babcia skoczyłaby dalej. Ze sztachetami od płotu przywiązanymi do kapci.
            Parsknęłam śmiechem, a woda, której usiłowałam się napić poszła mi nosem.
            - Tylko nie chwal się za bardzo, że ci to powiedziałem, okej? – wymamrotał. – Niby to żadna tajemnica, wystarczy spojrzeć w statystyki, ale wiesz… Jak ktoś nie spojrzy, to nie wie, co nie?
- Nie mam pojęcia, komu mogłabym o tym powiedzieć. Moi znajomi ograniczają się do skoków po piwo – przyznałam. – Ale ja sama poczułam się lepiej z tą wiedzą, dzięki.
            Na dworze gęsto sypał śnieg, a do tego wiał silny wiatr. Gdy doszliśmy do domku skoczków, oboje wyglądaliśmy jak bałwany. Hilde nawet marchewkę wyciągnął z kieszeni, ale zamiast przez nią oddychać, pogryzał ją sobie w najlepsze, chrupiąc przy tym nieziemsko. Kiedy odłamał połowę warzywa i wyciągnął ją w moją stronę, odmówiłam. Bóg jeden raczy wiedzieć, co wcześniej znajdowało się w tej kieszeni.
            - Chodź, chłopaki chętnie cię poznają – powiedział Tom, kładąc dłoń na klamce.
- Lepiej nie, bo trener się wkurzy, wywali was wszystkich z kadry i sam będzie musiał skakać – odparłam. – A naród tego nie wytrzyma. W dodatku on chyba nawet Norwegiem nie jest, co nie?
- Przestań pieprzyć i chodź, chociaż na chwilę!
- Nie, serio Tom, mam mnóstwo roboty – powiedziałam. – Innym razem.
- Jutro?
- Może, zobaczymy.
- Zadzwonię do ciebie!
- Przecież nie masz mojego numeru… - wymamrotałam.
- Ukradłem to jakiemuś frajerowi! – odparł rozradowany i najwyraźniej bardzo dumny z siebie, wymachując przy tym teczką prasową.
- Ekstra…
            Skinęłam mu głową na pożegnanie i czym prędzej oddaliłam się w stronę wyjścia poza teren skoczni. Wolałam, żeby Hilde nie przypomniał sobie o swojej naturze upartego osła i nie zdecydował się jednak siłą wciągnąć mnie do domku skoczków. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam w obliczu niepostępującego na przód dochodzenia w sprawie śmierci Ingrid była totalna dekoncentracja spowodowana powłóczystym spojrzeniem niebieskich oczu.
           
13 lutego 2004, godzina 01:52
Oslo

            Było duszno, papierosowy dym drażnił moje gardło, a potworne wyrzuty prawie zjadły mi sumienie. Mimo to uśmiechałam się, kiedy lepkie od potu ciało poruszało się w rytm muzyki tak głośniej, ze aż rozsadzało uszy. Usilnie powtarzałam sobie, że nie robię nic złego. Że tylko tańczę. Że tylko odreagowuję. Że czyjaś ciepła dłoń tylko błądzi po moich plecach, coraz lepiej radząc sobie z barierą w postaci obcisłego topu.
            Odrzuciłam głowę do tyłu, by pozbyć się włosów, które spadły mi na twarz. Spojrzał na mnie spod wachlarza ciemnych rzęs i delikatnie uniósł kąciki ust, jakby wiedział, że coś mnie trapi i w ten sposób chciał dodać mi otuchy. W połączeniu z tym, co wyprawiały jego ręce, gest ten wydawał się być nieco komicznym.
            Nagle obrócił mnie i przyciągnął bardzo blisko siebie, tak że jego usta znajdowały się tuż przy moim uchu.
            - Coś jest nie tak? – wyszeptał.
            Wszystko było nie tak. Począwszy od niezdanego egzaminu z prawa karnego, na najpoważniejszej kłótni w całej historii mojego wieloletniego związku kończąc. Ale nawet morze alkoholu wypite tego wieczora nie było w stanie skłonić mnie do zwierzeń. Chciałam się bawić, chciałam zapomnieć. Chciałam, choć to zupełnie niemożliwe, nie żałować.
            Pobawmy się w ciuciubabkę z własnym sumieniem!
Stanęłam na palcach, jedną dłoń opierając na jego torsie, a palce drugiej wplatając mu we włosy. Nie drążył tematu. Tak, jakby zadane przez niego pytanie wcale nie padło. A kiedy wargami przywarłam do jego warg nie odsunął się, nie protestował, nie wyglądał nawet na zaskoczonego.
            - Nie ważne – mruknęłam, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy. – Tańczmy.

23 stycznia 2013, godzina 13:49
Vikersund

            Przy samochodzie czekał na mnie Norman. Stał oparty o maskę i uśmiechał się triumfalnie.
            - Widzisz, udało mi się.
- Brawo, jesteś najlepszy – mruknęłam, po czym usiadłam za kierownicą, nie zaszczyciwszy Ibsena nawet spojrzeniem.
- To nie brzmiało szczerze – stwierdził, w ostatnim momencie wyciągając rękę i uniemożliwiając mi zatrzaśnięcie się w aucie.
- Bo nie miało tak brzmieć – odparłam. – A teraz, jeśli łaska, puść te drzwi, bo chciałabym ewakuować się stąd w trybie natychmiastowym.
            Norman posłusznie cofnął dłoń. Nie zdążyłam jednak nawet odpalić silnika, kiedy drzwi od strony pasażera się otworzyły i śledczy siedział obok mnie.
            - Ibsen, do jasnej cholery, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam, mając ochotę wypchnąć go z auta. – Wynocha!
- Pogadajmy.
- Niby o czym? – Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi. Za nic nie potrafiłam wymyślić żadnego pozasłużbowego tematu, który mogłabym podjąć z Normanem. – Przed chwilą gadaliśmy. GODZINĘ.
- Z dziennikarzami, nie ze sobą.
- Nie wiem o co ci chodzi i naprawdę nie mam czasu się nad tym zastanawiać – jęknęłam, a w głowie pojawił mi się wielki znak zapytania. – Także spadaj stąd, spieszy mi się.
            Norman przez chwilę przyglądał mi się, jakbym zwariowała, ale w końcu uniósł ręce w geście mówiącym ‘próbowałem’ i wyszedł z samochodu. Ledwo trzasnęły za nim drzwi, ruszyłam z piskiem opon. Gdyby gdzieś w pobliżu stał policyjny radiowóz, zapewne straciłabym prawo jazdy na jakieś sto lat, nawet jeśli miałabym nie przeżyć choćby połowy z tego.

23 stycznia 2013, godzina 17:01
trasa Vikersund-Oslo

            Samochód wypełnił się wyśpiewywaną przez najpopularniejszy norweski duet komików historią istambulskiego muzyka. Kątem oka zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Numer nieznany. Wrzuciłam komórkę do schowka, starając się ignorować nieustające wycie braci Ylvisakerów. W końcu ucichło, ale zastąpił je dźwięk monofonicznego dzwonka telefonu służbowego. Na ekranie wyświetlał się ten sam numer. Czego?!
            - Larson, słucham? – rzuciłam niechętnie.
- Przecież wiem, że to ty – usłyszałam w słuchawce westchnięcie Normana. – Gdzie jesteś?
- Niechętna do rozmowy jadę do domu – odparłam. – Dlaczego nie dzwonisz ze swojego telefonu? Albo nie, nie odpowiadaj! Nie obchodzi nie to. Rozłączam się, pa.
- Czekaj, kretynko! – ryknął Ibsen, a ja aż podskoczyłam w fotelu. – Zawracaj, czekam na ciebie przy skoczni.
- Co się stało?
- Ada, nie przez telefon – powiedział zasadniczym tonem. – Przyjedź jak najszybciej. Do zobaczenia.
            Po raz drugi tego dnia Norman przerwał nasze połączenie. Żołądek podszedł mi do gardła. Nie trzeba było być geniuszem, aby domyślić się, że stało się coś poważnego.  Ignorując podwójną ciągłą odgradzającą od siebie pasy jezdni i nawet nie patrząc w lusterka zawróciłam samochód.
            W pół godziny dotarłam pod Vikersundbakken. Wydawało mi się, że na dworze jest jeszcze zimniej, niż powinno, zważając na temperaturę. Ostrożnie przeszłam przez oblodzoną jezdnię, zmierzając w kierunku grupki ubranych w odblaskowe kamizelki ludzi, stojących przy wejściu na teren skoczni. Kiedy znalazłam się na tyle blisko, by dojrzeć to, co znajdowało się u ich stóp, wszelkie słowa powitania uwięzły mi w gardle.
            - Jasna cholera… - wybełkotałam.
            Idealna biel śniegu kontrastowała z rozległą czerwoną plamą. W kałuży krwi leżało martwe ciało młodej dziewczyny, które patolodzy już wkładali do czarnego worka. Zupełnie oszołomiona przebiegłam wzrokiem po twarzach zgromadzonych, po drodze napotykając spojrzenie Normana. Skinął głową, zupełnie jakby czytał mi w myślach. Hilde, zbieraj kolegów i pakujcie narty. Wracacie do domów.
___________________________
wstyd mi jak niewiemco, że ponad dwa miesiące zajęło mi napisanie tego bullshitu. bo nie łudźmy się - rozdział porywający nie jest. nie usprawiedliwiam się, zamiast tego szykuję tyłek. kopcie mnie w niego, a ja będę zapewniać, że zrobię wszystko co w mojej mocy i klawiaturze, żeby już wkrótce pojawić się z czymś dużo lepszym.
ściskam,
aśka.

12 komentarzy:

  1. Asiuuuunia! Nie lubię, gdy u Ciebie jest tutaj tak pusto. Doprawdy tego nie rozumiem, zwłaszcza, że te Nory u Ciebie takie przekochane. Albo jeden Nor! Matuchno! Widzę Tuma w tym rozdziału! Jaki ten Twój Tumek jest kochany, rajciu. Czy mogę go stąd wyciągnąć i uściskać, aż spuchnie? No bo naprawdę, jest fantasticzny, nic tylko go utulić i trzymać przy sobie już zawsze. I chyba nikt nie sprawdziłby się w roli takiego adowego koleżki, jak on. Nie ma opcji, no way. No bo co? Fannis? Za mały. Stjerneno? Ech, nie. Żółw? On pewnie nawet nie wie, co się dzieje. A tak to mamy Tuma. Kochanego, wspaniałego Tuma, któremu Ada chyba stopę złamała, ale chyba przeżyje. Po co Tumowi stopa w skakaniu?
    Anyway, fajni są. Bardzo lubię tę kumpelską relację między Adą a Tumem, jestem ich wielką fanką i domagam się, aby było ich tutaj jak najwięcej, okej? Dziękuję.
    Ach, jeszcze wstanę i zabiję Ci brawo za tę konferencję prasową! Cholerstwo jedne, nie wiesz, jakie to trudne, dopóki sama nie musisz jej zorganizować i wziąć w niej udział. Pozdrawiam pana A. Konserwatora, z pewnością byłby z Ciebie nieziemsko dumny i dostałabyś od niego wielką piąteczkę! Widzisz? Na coś się te zajęcia jednak przydały. :>
    Jejku, ta wstawka z przeszłości... Czemu mam wrażenie, że tym mężczyzną z przeszłości Ady był któryś ze skakajców? Jakoś tak... Pasuje mi to do jej reakcji na wejście Bardala podczas przesłuchania i... Ech. Niby łączy mi się to w całość, ale z drugiej strony sama nie wiem, czy Bardal pasuje do tej układanki. A może jednak? Pewnie okaże się z czasem. PRAWDA?
    I końcówka. Tum! Tum! Ucieeeekaaaj! Już nawet nie martw się o Fannisa, tylko bierz tyłek w troki i zmykaj, pókiś piękny i żywy! Ale to już!
    No dobra, Asieła. Ja sobie pogadałam. Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będę musiała już tak długo czekać i jeszcze przed Pato w Zako coś nam tutaj zaserwujesz. Tak wiesz, na dobry początek melanżu ostatecznego z powyższą ekipą. Z góry dzięx.
    Ściskanko, ale tylko wirtualne, żeby Cię nie zarazić. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale sie ciesze, ze jest nowy rozdział. Twój blog to zupełnie nowy pomysł wiec super sie go czyta. Co do tresci nie jest źle 👌 a końcówka jest taka, ze ja juz poproszę kolejny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Asieł, na takie coś, to ja mogę nawet dłużej czekać! Tylko żebyś sobie tego do serca nie wzięła, bo mimo wszystko będzie fajnie, jak będziesz pisała trochę częściej!
    Boże, twój Tum <3 <3 <3 On tu jest taki pocieszny, że mam ochotę go przytulić, ale w sumie zostawię to innym, Adzie na przykład, znaczy ja nic nie sugeruję, ale Tumek ma predyspozycje do zostania jej ziomeczkiem i picia z nią piwa, oglądania seriali, słuchania piosenek i robienia innych rzeczy, które robi się w "miejscu" powszechnie nazywanym FRIENDZONE. Tum, fajny jesteś(?!?!)!
    A co do zagadek kryminalnych, to ja za dobra nie jestem w takie sprawy, nawet w Ojcu Mateuszu nie zgaduję, kto jest przestępcą, więc tutaj też się powstrzymam przed jakimikolwiek sugestiami i tak dalej, poczekam sobie cichutko na rozwój wydarzeń.
    Duuuuuużo weny życzę i czekam na więcej (Tuma) <3

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest mega zwalone... Jedna ofiara okej, ale kilka...? Hildeła i tak najlepszy ;) Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział tu i u Kubiego (wstaw tam no coś...:o)
    Jakoś tak po Lillehammer natchnęło mnie na nowe opowiadanko... OMam nadzieję, że wpadniesz!
    http://on-the-stairs.blogspot.com/
    Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzień dobry, tu Zołer.
    Generalnie, na wstępie wyleję moje zażenowanie postawą Petera Prevca, który w sposób bezczelny i jawnie karygodny zrzucił Fannemelka z trzeciego miejsca. Chamstwo, chamstwo i jeszcze raz chamstwo. Żal słów po prostu.
    Wiesz, że powinnam pisać pracę inżynierską, right? Takim jestem pilnym studentem!
    Anyway! Tomeczek w Twoim opowiadaniu jest absolutnie zajebisty <3 Sprawia wrażenie odrobinę bardziej ogarniętego niż w rzeczywistości. Choć może to tylko moje odczucie ;D Nie spodziewałam się takiej nici porozumienia między nim a Adą! A tu proszę...
    O co cho z tymi wspomnieniami? Bo gdybym miała to wziąć na rozum Heinza, to powiedziałabym że śmierdzi Bardalem na kilometr! (bez urazy, Bardal na pewno bardzo ładnie pachnie!) Jakieś dawno romanse, coś?
    (Będzie tu jakiś Fannemelek? Bo ja bym bardzo chciała, wiesz? ;>)
    Drugie ciało? Zaczyna się robić dość dziwnie...
    Ja wiem że nie jestem odpowiednią osobą, żeby to mówić, ale liczę że nie będę musiała czekać kilku miesięcy na kolejny rozdział ;P
    Loffka! Can't wait to see u! <3
    Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, Zoe. Miło Cię widzieć. Muszę przyznać, Twoje blogi skradły mi serduszko! Uwielbiam Twój styl.

      Usuń
  6. Ciekawa była retrospekcja, którą wtrąciłaś, jestem ciekawa jak to dalej pójdzie. Jeśli chodzi o ciało- zaczyna się robić groźnie. Być moze następną ofiarą będzie Hilde, bo morderca pomyli go z uroczą blondynką? (nie, nie tak być nie moze, co ja plotę). Sytuacja jest coraz gorsza.
    Za to kontakt Ady z Tomem świetny. Mają bardzo swobodną relacje i mocno ściskam za nich kciuki :D Pisz szybko kolejny rozdział!
    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  7. DZIEWCZYNO! To są w 100% moje klimaty! Skoki + kryminał = zachwycona Ola. I w dodatku Tom.... Czekam na następny rozdział z niecierpliwością. Błagam, pospiesz się!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mogłabym prosić o jakiś kontakt? Ask, snapchat, instagram, facebook?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najlepiej skontaktować się ze mną na twitterze: askaes :)

      Usuń
  9. No dobra mamy seryjnego mordercę. Tylko na pewno nie jest nim Tum, bo Tum jest chyba tutaj najsłodszy. Jego zaloty do Ady zdecydowanie skradają serce. W roli jej byłego, o którym nie może zapomnieć stawiam Bardala, ale mordercą nie może być Tum. To byłoby zdecydowanie za łatwe.



    Może Tande?

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, hej :D czy możemy oczekiwać kolejnego rozdziału? wpadłam tu dzisiaj i przeczytałam właśnie wszystkie rozdziały. Bardzo spodobał mi się Twój styl, oraz to, że przeczytałam mnóstwo opowiadań o skoczkach narciarskich, ale to jest zupełnie inne. Tematyka kryminalna to moja bajka, oj tak :3
    Postać Ady bardzo mi się podoba. W sumie, każdy z wykreowanych przez Ciebie bohaterów jest charakterystyczny i ciekawy. Błagam, pisz dalej bo robisz to świetnie <3
    Pozdrawiam,
    Alex

    OdpowiedzUsuń