Maroon 5 - Animals
22 stycznia 2013, godzina
7:30
Oslo
Stwierdzenie, że ‘jest zimno’ byłoby
niedopowiedzeniem. Bowiem w momencie, kiedy to pokonywałam drogę prowadzącą od
mojego samochodu do głównego wejścia oslańskiej prokuratury dosłownie targało
złem. Czułam, jak lodowaty wiatr przenika przez moją czapkę, zniszczone
codziennym prostowaniem włosy, następnie czaszkę i dociera do mózgu, zamieniając
go w bryłę lodu. Świetnie, przecież w starciu z Normanem ten organ zazwyczaj
nie jest mi do niczego potrzebny.
Drogie garnitury, skórzane teczki,
stukot obcasów i pełne politowania spojrzenia kierowane w stronę moich
traperów, czyli dzień jak co dzień. Nikt
mi nie wmówi, że Manolo Blahnik jest lepszy od Helly Hansen. Szczególnie,
gdy jest siódma rano, a na dworze minus dwadzieścia.
Dajcie spokój. Skinęłam na powitanie kilku nielicznym osobom, które nie
uważały mnie za gorsze ogniwo prokuratorskiego łańcucha. I co z tego, że byli
to stażyści?
Gdy dotarłam do swojego gabinetu,
Norman już tam był. Rozwalił się bezczelnie w MOIM fotelu, położył nogi na MOIM
biurku, zrobił sobie kawę w MOIM kubku i z pełną dezaprobaty miną wskazywał na
tarczę MOJEGO zegara.
- Spóźniłaś się – mruknął.
-
Ta, pięć minut – odparłam, zabierając mu kawę i siadając na krześle obok
jakiegoś łysego faceta, którego widziałam pierwszy raz w życiu. – Co mamy?
Norman zrobił jeszcze bardziej
nadętą minę. Zerknęłam pod biurkiem, żeby sprawdzić, czy aby nie unosi się
kilka centymetrów nad fotelem. Nie unosił się. Ale fakt, że to on przekazuje mi
istotną informację, a nie na odwrót napawał go taką satysfakcją, że tylko
czekałam na to, aż guziki koszuli pękną mu na tej wypiętej dumnie piersi.
- A to – powiedział i sięgnął do
stojącej na podłodze metalowej skrzynki.
Usłyszałam, jak siedzący obok mnie
mężczyzna głośno wciąga powietrze. Zerknęłam na niego spod uniesionych brwi. Kim jesteś? Małą dziewczynką? Aż nagle
Norman z hukiem położył coś na blacie biurka i ja sama zachłysnęłam się śliną. W
dużym worku strunowym znajdował się kij bejsbolowy. Rozpoznałam go tylko po rękojeści,
bo jego górna część wyglądała jak zanurzona w czerwonej farbie.
- To nie był pojedynczy cios –
wychrypiałam.
-
Ameryki nie odkryłaś, technicy stwierdzili to już podczas wstępnych oględzin
ofiary.
-
Kto znalazł narzędzie zbrodni? – zapytałam, ignorując jego złośliwość.
Potrzebowałam trochę czasu na ochłonięcie, by móc wdać się z nim w kłótnię.
-
Haakon dopiero co przywiózł go z Vikersund. – Norman skinął w kierunku siedzącego
przy oknie blondyna, z którym spotkałam się już w dzień popełnienia zbrodni, i
którego imienia za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć. Haakon, no jasne! W końcu jakaś znajoma
twarz, inna od przystojnej, ale jednak normanowej facjaty.
-
Są jakieś odciski palców?
-
Czysto – odparł Haakon. – Jeżeli można tak powiedzieć…
Norman jęknął i uderzył się otwartą
dłonią w czoło.
-
Gdzie w ogóle był ten kij? Jak to możliwe, że przegapiliśmy go wczoraj? –
kontynuowałam rozmowę.
-
W krzakach przy samym wjeździe do Vikersund. – Blondyn nagle zarumienił się,
nie wiedzieć czemu. - Jonne i ja natrafiliśmy na niego zupełnie przez
przypadek.
-
Gdyby Haakiemu nie zachciało się lać, to pewnie do wieczora biegalibyśmy po
mieście z psami tropiącymi - tubalnie zaśmiał się łysy facet. Aż podskoczyłam
na krześle. Z wrażenia zapomniałam, że siedział obok mnie.
-
Dobra, koniec tych żartów. – Norman huknął pięścią w stół.
-
Jeszcze nawet nie zaczęliśmy… - mruknęłam, ale śledczy puścił to mimo uszu.
-
Nie ma śladów, nie ma podejrzanych. Pomimo że znaleźliśmy narzędzie zbrodni, to
wciąż jesteśmy w czarnej dupie, bo trudno nawet przypuszczać, kto mógł zabić
Eriksson.
-
Może to ktoś z uniwersyteckiej drużyny? – podsunął nieśmiało Haakon.
-
Stary, masz na nazwisko Olsen, a czasem zachowujesz się tak, jakbyś znalazł się
w Norwegii przez przypadek – jęknęłam. – Tutaj prawdopodobne jest, że ktoś
przywali ci trzymaną w domu nartą, a nie bejsbolem.
-
W dodatku kij wygląda raczej na nowy – dodał Jonne. – Prawdopodobnie użyto go
tylko raz.
Poczułam jak stojący obok mnie Olsen
zadrżał. Ja też przełknęłam ślinę nieco głośniej niż zwykle. Nie wiem, czy to
przez emocje, czy przez to, że nie zjadłam śniadania, ale tego dnia moje
ślinianki były nad wyraz aktywne.
- W takim razie trzeba pojechać do
Vikersund i pogadać z właścicielem sklepu sportowego – oznajmiłam nieco
zachrypniętym głosem. – Może pamięta, komu niedawno sprzedał coś takiego.
-
Myślisz, że prowadzi spis klientów? – Norman uśmiechnął się do mnie ironicznie.
– To nie film, Ada, nie bądź naiwna.
-
A masz lepszy pomysł? – warknęłam, ledwo powstrzymując się od wydrapania mu
oczu. – Chcesz rozwiesić ogłoszenia? Znaleziono
kij bejsbolowy. Znaki szczególne: ślady krwi i fragmenty mózgu. Zrozpaczonego
właściciela prosimy o kontakt z najbliższym posterunkiem policji. Już widzę
te napływające zgłoszenia! Będziesz musiał urządzić casting na mordercę.
Norman zacisnął usta w wąską linię i
zaczął nerwowo wyłamywać sobie palce pod blatem biurka. Wiedziałam, że bije się
z myślami. Z jednej strony za nic nie chciał pozwolić mi na przejęcie
dowodzenia w tej sprawie, ale z drugiej nie miał żadnej sensownej
kontrpropozycji w stosunku do mojego pomysłu.
- Ja jadę do Vikersund, a ty rób co
chcesz – powiedziałam w końcu, zrywając się z krzesła. – Jeżeli ten psychol sam
do ciebie przyjdzie i wyciągnie ręce, żebyś zakuł go w kajdanki, to wiesz, pod
jakim numerem mnie złapać.
22 stycznia 2013, godzina
9:54
Vikersund
No,
ewidentnie się nie polubimy. Drzewa tu nie posadzę, domu nie wybuduję, syna nie
powiję. Zimno, ślisko i trochę jak w jakimś labiryncie. Już czwarty raz
przejeżdżałam wzdłuż ulicy, przy której – według wskazówek nawigacji
samochodowej – powinien być sklep sportowy. Ale nie było. Rozpłynął się, czy jak? Przeklęte
Vikersund! W końcu postanowiłam wysiąść z auta i przejść się po okolicy.
Papierniczy, obuwniczy, fryzjer… O, jest!
Przysięgam, ta piłka do koszykówki wymalowana na łuszczącym się plakacie
wyglądała jak plaster starej szynki.
Gdy weszłam do sklepu zabrzmiał
dźwięk dzwonka, a zza zaplecza natychmiast wyłonił się przygarbiony mężczyzna,
na oko niewiele starszy ode mnie.
- Mogę w czymś pomóc? – zapytał
głosem piszczącym niczym nienaoliwione zawiasy. Brzmiał tak, jakby od dawna do
nikogo się nie odzywał.
-
Tak – odparłam, a sprzedawca spojrzał na mnie zszokowany. Najwyraźniej do tej
pory wszyscy ‘tylko się rozglądali’. – Interesują mnie kije bejsbolowe.
-
Kije bejsbolowe? – zdziwił się jeszcze bardziej. Bałam się, że gałki wypadną mu
z oczodołów i potoczą się po podłodze, a nie uśmiechało mi się szukanie ich w
pełnych kurzu szczelinach pod półkami.
-
Tak, kije bejsbolowe – powtórzyłam. – Ma pan je tutaj?
-
Mam, oczywiście, że mam… – odparł, wychodząc zza kontuaru. – Proszę za mną.
Sprzedawca podążył w głąb sklepu, a
ja powędrowałam za nim. Mijaliśmy stoiska z przeróżnymi sprzętami sportowymi,
które mogłyby posłużyć jako potencjalne narzędzie zbrodni. Dlaczego akurat kij bejsbolowy? Dlaczego nie stalowy kij do golfa, albo
ten dziwny młotek do polo?
- Bardzo proszę – oznajmił
mężczyzna, gdy dotarliśmy do działu z akcesoriami do bejsbola. – Interesuje
panią jakiś konkretny model?
-
Mógłby mi pan coś doradzić? – mruknęłam, rozglądając się po półkach i próbując zyskać
czas na rekonesans. Matko, one wszystkie
wyglądają tak samo!
-
Jeżeli kij ma być dla pani, to sugerowałbym coś lekkiego i niezbyt długiego –
oznajmił.
Aha,
czyli uważasz mnie za karłowatego słabeusza z witkami zamiast rąk? Zaraz założę
ci dźwignię na nogę, to zobaczysz, co te witki potrafią!
- Nie, nie dla mnie. Dla brata –
skłamałam i spojrzałam mężczyźnie prosto w oczy wysyłając komunikat: ‘uwierz
mi, uwierz mi, uwierz mi’. – On jest
wysoki i raczej dobrze zbudowany…
-
Trudno jest dobrać kij nie mając przed sobą osoby, dla której ma być on
przeznaczony – wyjaśnił, ale mimo to sięgnął na półkę. – Czy wie pani, jakim
kijem brat grywał wcześniej? Był podobny do tego?
Chwyciłam kij i obejrzałam go,
przygryzając wargę. Nie, ten jest dużo
węższy od narzędzia, którym zabito Ingrid.
- Brat używał czegoś cięższego –
odparłam. – On jest tym, no…
Wykonałam kilka pokracznych skrętów
tułowia i zamachnęłam się parę razy udając, że odbijam piłkę do bejsbola.
- Pałkarzem? – podpowiedział nieco
zażenowany sprzedawca, a ja spaliłam buraka.
-
Tak, pałkarzem – przyznałam, czując jak pieką mnie policzki. – Także wie pan,
on potrzebuje czegoś cięższego, mocniejszego…
Takiego,
żeby było w stanie rozłupać czaszkę.
- To może takie coś?
Sprzedawca podszedł do ustawionego na
końcu działu stojaka i podał mi solidny drewniany kij. Przyjrzałam mu się
uważnie i zważyłam go w dłoni. Przepraszam
bardzo, czy mógłby pan polać tę grubszą część czerwoną farbą?
Jeszcze raz dokładnie obejrzałam kij.
Wydawało mi się, że był dokładnie taki sam. Nawet miał identyczną ciemnozieloną
oklejkę z taśmy gumowej wokół rękojeści. Ale stuprocentowej pewności nie
miałam.
- Wie pan co, ja na razie podziękuję –
stwierdziłam i oddałam sprzedawcy kij. – Chyba lepiej będzie, jak przyjdę z
bratem. Nie ma co kupować na chybił-trafił.
-
Jasne, zapraszam serdecznie – odparł mężczyzna, uśmiechając się sztucznie.
-
Miłego dnia – rzuciłam i wyszłam na zewnątrz.
Gdy tylko wyjechałam z ulicy, przy
której znajdował się sklep, natychmiast wybrałam numer Normana.
- Przyślij chłopaków do sklepu
sportowego w Vikersund – zakomenderowałam.
-
Masz coś? – zapytał znudzonym, pewnym powątpiewania tonem.
-
Prawdopodobnie tak, potrzebuję potwierdzenia – odparłam, po czym szybko
dodałam, żeby nie zdążył zbagatelizować moich podejrzeń: - Adres sklepu i model
kija, na który mają zwrócić szczególną uwagę wysyłam ci smsem. Niech dzwonią,
jak będą coś wiedzieli. Ja póki co jestem na miejscu.
22 stycznia 2013, godzina
18:03
Vikersund
Nie wiem, co mnie podkusiło. Najprawdopodobniej
typowe dla mnie przeświadczenie, że ‘ja zrobię to lepiej’. No bo zrobię. A nóż
widelec chłopcy przegapili coś, co ja moim czujnym okiem wytropię natychmiast!
W dodatku spędziłam pół godziny w jednym pokoju z Haakonem i Jonne, po którym
to czasie nasunęło mi się na myśl tylko jedno pytanie – kto, do jasnej cholery, pozwolił tym dwóm pracować przy sprawie tak
poważnej, jaką jest morderstwo?
Także pojechałam pod tą przeklętą
Vikersundbakken. Kiedy tylko wyszłam z samochodu, po plecach przeszły mi
ciarki. Wokół całkowita cisza i ciemność. Jedyne źródło światła stanowiła
wznosząca się na wzgórzu mamucia skocznia, na której lampy, ze względu na
zbliżające się zawody, były włączone. Z daleka widziałam maleńkie sylwetki
ludzi, rozstawiających bannery reklamowe.
Wyciągnęłam z kieszeni latarkę. To tutaj, pomyślałam, kierując strumień
światła w stronę miejsca, gdzie wczoraj leżało martwe ciało Ingrid. Nie mogłam
opanować dreszczu, który wstrząsnął moim ciałem. Ktoś mógłby powiedzieć, że po
pięciu latach w zawodzie powinnam się przyzwyczaić. I przyzwyczaiłam się.
Serio, do wielu rzeczy – do widoku krwi, nieboszczyków, ludzi oszpeconych tak,
że nawet ich najbliżsi odwracali wzrok. Podczas sekcji zwłok też krzywiłam się
już o wiele mniej niż na początku mojej pracy w prokuraturze. Ale będąc na
miejscu zbrodni zawsze towarzyszyło mi nieprzyjemne uczucie, wyobrażenie tego,
co tam się wydarzyło. Szczególnie nocą. Szczególnie, gdy było ciemno jak
wiadomo gdzie u wiadomo kogo, a ja stałam sobie sama. W takich momentach
pistolet, który nosiłam w kaburze przypiętej do paska dżinsów wydawał mi się
plastikową zabawką na wodę.
Nagle usłyszałam za sobą szybkie
kroki i głośny krzyk ‘UWAGAAA!’, który
rozdarł powietrze. Odruchowo zacisnęłam dłoń na moim colcie, ale intuicja podpowiedziała
mi, że grożąca mi sytuacja nie wymagała użycia broni. Skądś znam ten głos. Kątem oka zdążyłam zauważyć tylko rozczochraną
czuprynę, a po chwili leżałam na ziemi, nakryta czyimś cielskiem.
- Hilde, ty już nie jesteś podejrzany!
– ryknęłam. – Teraz jesteś oskarżony!
-
Och, czyli tego musiałem się dopuścić, żebyśmy w końcu przeszli na ‘ty’ –
odparł, uwalniając mnie od swojego ciężaru.
Chciałam posłać mu spojrzenie tak
mordercze, że zapakowałoby go od razu do trumny, ale gdy tylko zobaczyłam jego
wyszczerzone zęby i zabawnie uniesione brwi, nie mogłam się nie roześmiać. A w
zasadzie to zabulgotać dziwacznie, bo w ustach wciąż miałam nieco śniegu,
którego nałykałam się lądując twarzą w zaspie. Przewróciłam się na plecy i
próbowałam przyjąć pozycję stojącą. Bez skutku.
- Zamknij się i pomóż mi wstać –
zakomenderowałam, gdyż nogi rozjeżdżały mi się przy każdej próbie podniesienia
się z ziemi.
-
Trochę się boję podać ci rękę – odparł, przyglądając mi się z góry. – Wiesz, że
mnie potraktujesz jakimś paralizatorem, czy czymś takim…
-
Lepszy paralizator, czy kulka między oczy? – warknęłam, bo tyłek zaczął
przymarzać mi do pokrytego lodem chodnika.
-
No, skoro tak stawiasz sprawę… - mruknął Hilde, po czym, z zadziwiającą jak na chuderlaka
łatwością, podniósł mnie z ziemi.
Dokładnie otrzepałam spodnie ze
śniegu, ale mimo to nie udało mi się pozbyć uczucia, jakbym cofnęła się ponad
dwadzieścia lat wstecz i nie zdążyła do toalety.
- A tak właściwie, to co ty tutaj
robisz? – zapytałam, przyglądając mu się podejrzliwie.
-
Mógłbym o to samo zapytać ciebie – odparł, ciągle szczerząc się głupkowato.
-
Nie powinno cię to obchodzić – obruszyłam się. Co on sobie wyobraża? No przecież nie będę mu się spowiadać!
-
I vice versa.
-
Czyżby? – Założyłam ręce na piersi i uniosłam brwi.
Hilde jakby trochę się speszył. Jakieś
kabelki w przestrzeni między jego uszami, w której normalni ludzie mają mózg w
końcu się zetknęły, coś zaiskrzyło i najwyraźniej połączył miejsce, w którym
się znajdowaliśmy z przesłuchaniem z poprzedniego dnia.
- Więc…? – Nie spuszczałam ze
skoczka czujnego spojrzenia.
-
Z treningu wracam - odburknął, a mina
wyraźnie mu zrzedła.
-
O tej godzinie? – zdziwiłam się.
-
No co, jeszcze nawet dziewiętnastej nie ma. Zdążę do hotelu przed dobranocką,
pani prokurator. Proszę się nie martwić.
Okej, to zabrzmiało sensownie. I
przyznaję się, trochę mnie zagiął. Właściwie to nie tylko trochę. Spaliłam
takiego buraka, że momentalnie zrobiło mi się gorąco, a moja twarz pewnie zlała
się w jedno z wełnianą bordową czapką, którą miałam na głowie. Zupełnie
straciłam rachubę czasu, byłam przekonana, że jest grubo po dwudziestej
drugiej. Za mało snu, Larson.
- To w takim razie gdzie są twoi
kumple?
-
Biegają karne kółka, buloklepy – odparł.
-
Hilde…
-
Hmmm?
-
Ściemniasz. – Serio, aż kopciło mu się z nosa.
-
Dobra, dobra. – Wzruszył ramionami. – To ja skakałem, jakbym miał narty na
nogach pierwszy raz w życiu i za karę wracam do hotelu z buta, zadowolona?
-
Mi to tam rybka, ale ty pewnie długo nie będziesz mógł się pozbierać –
stwierdziłam, uśmiechając się złośliwie. – Takie upokorzenie! Trochę sadysta z
tego twojego trenera…
-
Nie no, myślę, że kawa w miłym towarzystwie mogłaby nieco poprawić mi humor.
-
Dobra, chodź – rzuciłam.
-
Co? – zdziwił się, wybałuszając oczy.
-
To, co słyszałeś - idziemy na kawę.
-
Wiesz… Zasadniczo, to mówiąc ‘miłe towarzystwo’ raczej na pewno nie miałem na
myśli ciebie…
-
Och, daj spokój, Hilde – westchnęłam i machnęłam lekceważąco ręką. – Jest mi
zimno, tyłek mam cały mokry od siedzenia na lodzie, a pewien jeszcze bardziej
irytujący od ciebie śledczy zerwał mnie z łóżka o siódmej rano. Potrzebuję
kofeiny.
22 stycznia 2013, godzina
19:27
Vikersund
- Niektórzy ludzie są jak zwierzęta –
stwierdził Hilde z obrzydzeniem, gdy po godzinie, przekupiona podwójnym
espresso i wielkim kawałkiem jabłkowej tarty z bitą śmietaną, opowiedziałam mu
mniej więcej na jakim etapie jest śledztwo w sprawie śmierci Ingrid. A że było
na etapie zerowym, to i bez tego haraczu mogłam mu o nim opowiedzieć.
-
Na przykład ty – odparłam, wytarłszy wierzchem dłoni śmietanowe wąsy, które
utworzyły mi się nad górną wargą. – Jak małpa w cyrku, ściślej mówiąc.
Nie obraził się na mnie, ani nie
wyszedł z kawiarni, trzaskając drzwiami. Po prostu trzepnął mnie w ramię i
zapytał z przekąsem: Czy chciałabyś mi
coś opowiedzieć o swojej przeszłości? I w momencie, w którym wpakowałam mu
łokieć między żebra chyba zdrowo kopnął mnie prąd, bo nagle stwierdziłam, że może
jednak spróbuję polubić tego rozczochranego dzieciaka z ADHD, który zamiast w
kolejce po mózg ustawił się w tej, gdzie rozdawano krzywe kolana.
_________________________________________
okej, skoro już przyskillowałam jako mały informatyk i zrobiłam router z telefonu (pan z kablówki poleciał w kulki i nie założył internetu w nowym mieszkanku :<), to rzucam trójeczką. w dodatku już czuję, że z czwórką będzie męka niezwykła, gdyż oprócz hardej pracy od poniedziałku dojdzie mi jeszcze - może mniej harda, ale zawsze - nauka.
powodzenia wszystkim studentom, maturzystom i uczniakom! nie dajcie się nauce, have fun i te sprawy. NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI!
BESOS,
aśka
Czekałam, czekałam i się doczekałam. Już napaliłam się na datę tumowych urodzin (kogo ja oszukuję? i tak nie byłabym wtedy w stanie czytać), ale okeeej, lepiej późno niż wcale. Na Tuma zawsze warto czekać. I w ogóle na Norów (if you know what I mean).
OdpowiedzUsuńKiepska jestem w kryminały, to fakt, ale te skoczne to ja uwielbiam i cieszę się, że ostatnio pojawia się ich coraz więcej. A jak te kryminały są jeszcze połączone z Norwegolandią, jej obywatelami, a co najlepsze - z tamtejszymi skoczkami to uuuuu! Równać się może tylko kuweta szarlotkowych lodów. :> To chyba dobry wskaźnik, cnie?
Anyway, mamy Adę na tropie morderstwa kijem bejsbolowym, która nie dość, że musi się użerać z pewnym siebie, acz pewnie pieruńsko przystojnym kumpel po fachu, nierozgarniętymi współpracownikami, wieczną zmarzliną, to jeszcze jej bandę skakajców do tego dołożyli! Ja wiem, ja wiem, ona pewnie ręce do nieba wznosi i krzyczy rozpaczliwie "PERQUE! BOSZE!", ale my zacieramy rączki, bo kombinacja jest zaiste piękna (chciałam napisać w żarciku, że norweska, ale posuszyłabym równo). Ale! Idąc tym wątkiem... Nie dość, że Norman, że morderstwo i ta cała reszta, to jeszcze BENG W ŚNIEG! Znaczy bengu nie było, ale to Tum, on robi beng gdy dziewczyny nie patrzą. To trzeba było mieć Adowe szczęście, żeby Hilda jej się przypatoczył, prawda?
Ale hej, Hilda to przecież nieszkodliwy (na krótszą metę) osobnik (chociaż ja wzięłabym go na dłuższą, czuję, że mamy tak spier-ekhmekhmekhm fale) i do kawy i do pogadania jest w sam raz! I jego stwierdzenie, że niektórzy ludzie są jak zwierzęta... Choć to zapewne tylko suche stwierdzenie odnoszące się do śledztwa, tak sądzę, że z jego ust zabrzmiało niezwykle filozoficznie, głęboko i w sposób zmuszający do refleksji. O rany, widzę go znowu w okularach w filmiku z Bardalem (chyba).
Okej! Ja tu wyczuwam początek całkiem fajnej znajomości Ady z Tumem! Nie zapatruję się na nic głębszego, będę profesjonalna i nie zacznę pompować serduszek tam, gdzie nawiązała się drobna nić porozumienia. Tum kumpel to supi opcja i jej sie na razie trzymam, a co się dalej wywiąże, to czas pokaże. Znaczy Ty pokażesz. Mam nadzieję, że very soon. Wiesz, gdzieś między kasą, gałkownicą, ekspresem, zajęciami u redaktorka i płakaniem w poduszkę wywołanym przez jego soczysty hejt.
Azaliż, niech moc będzie i z Tobą.
Widzimy się jutro.
I pijemy.
Buziaczki. :*
O, no patrzcie, nie taki Hilde straszny, jeśli patrzeć od kolan w górę. I w sumie od szyi w dół. A skoro Ada doszła do wniosku, że jednak niektóre małpy nadają się do rozmowy, to bardzo przefajnie. Bo kto wie, czy z tych tart ze śmietaną nie wyjdzie jakaś super szarlotka? Co też ja właśnie napisałam? Miałam na myśli, że może okaże się, że Ada właśnie takiego Toma potrzebuje w życiu, bo takich z mózgiem i prostymi nogami ma za dużo? Może potrzebuje czasem z kimś pogadać, ubabrać się bitą śmietaną, porozwodzić się nad różnością kijów bejsbolowych w zależności od obwodu patyka? A jak nie Tum, to kto? Może więc chce opowiedzieć mu o swojej przeszłości?
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, to podziwiam Adę. Bo jakbym ja takiego Normana musiała codziennie spotykać, to bym zabiła. Tym bardziej, że MÓJ kubek, to MÓJ kubek, a kubki na kawę to świętość. Kupiłabym nartę specjalnie po to, żeby go w łeb pie... walnąć.
Kończę, kończę, bo chyba za bardzo mi się ta tarta wryła w mózg.
Ty też nie daj się pracy, studiom i tej norweskiej bandzie!
Powodzenia i duuużo weny, żeby jednak ta czwóreczka gładko poszła!
Daję Wam okejkę i zagnieżdżam się tu na stałe. Kryminał i Norwegia to doskonałe połączenie, a jak dodamy do tego skoki to oesu, Cam w niebie. A że Tobie jeszcze wszystko tu wychodzi wręcz mistrzowsko to już całkowicie cud, miód i mannerki. Także czekam na nowość! xo
OdpowiedzUsuńPo miesiącu odkryłam, że jest trójka! Dziękuję kochanemu bloggerowi i biorę się skomentowania tego powolnego w rozwiązywaniu śledztwa, które w żaden sposób nie łączy się na razie ze skoczkami. Mogę powiedzieć tylko, ze na razie wszystko idzie na Hilde albo Bardala (który notabene ma jakąś wspólną przeszłość z Adą), ale że pierwszy podejrzany zawsze jest niewinny to stawiam se na Stjernena.
OdpowiedzUsuńTen kij to dla odwrócenia uwagi, prawda? Bo raczej nie wyobrażam sobie norweskiego skoczka narciarskiego z kijem bejsbolowym.
http://platki-sniegu.blogspot.com
Po miesiącu odkryłam, że jest trójka! Dziękuję kochanemu bloggerowi i biorę się skomentowania tego powolnego w rozwiązywaniu śledztwa, które w żaden sposób nie łączy się na razie ze skoczkami. Mogę powiedzieć tylko, ze na razie wszystko idzie na Hilde albo Bardala (który notabene ma jakąś wspólną przeszłość z Adą), ale że pierwszy podejrzany zawsze jest niewinny to stawiam se na Stjernena.
OdpowiedzUsuńTen kij to dla odwrócenia uwagi, prawda? Bo raczej nie wyobrażam sobie norweskiego skoczka narciarskiego z kijem bejsbolowym.
http://platki-sniegu.blogspot.com
Robi się coraz ciekawiej- pojawiają się dowody zbrodni. Ciężkie życie ma Ada, musi znosić Normana, ale może Tom troszku jej tę pracę teraz umili :P wydaje mi się, że pani prokurator tak jakby trochę zmiękła w stosunku do tych skakajców, a ściśle mówiąc- do Toma :D Ciekawa jestem bardzo jak rozwinie się ta znajomość pewnego siebie Norwega i ambitnej prokurator :P
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, M.