piątek, 2 października 2015

rozdział 3.

Maroon 5 - Animals
22 stycznia 2013, godzina 7:30
Oslo
            Stwierdzenie, że ‘jest zimno’ byłoby niedopowiedzeniem. Bowiem w momencie, kiedy to pokonywałam drogę prowadzącą od mojego samochodu do głównego wejścia oslańskiej prokuratury dosłownie targało złem. Czułam, jak lodowaty wiatr przenika przez moją czapkę, zniszczone codziennym prostowaniem włosy, następnie czaszkę i dociera do mózgu, zamieniając go w bryłę lodu. Świetnie, przecież w starciu z Normanem ten organ zazwyczaj nie jest mi do niczego potrzebny.
            Drogie garnitury, skórzane teczki, stukot obcasów i pełne politowania spojrzenia kierowane w stronę moich traperów, czyli dzień jak co dzień. Nikt mi nie wmówi, że Manolo Blahnik jest lepszy od Helly Hansen. Szczególnie, gdy  jest siódma rano, a na dworze minus dwadzieścia. Dajcie spokój. Skinęłam na powitanie kilku nielicznym osobom, które nie uważały mnie za gorsze ogniwo prokuratorskiego łańcucha. I co z tego, że byli to stażyści?
            Gdy dotarłam do swojego gabinetu, Norman już tam był. Rozwalił się bezczelnie w MOIM fotelu, położył nogi na MOIM biurku, zrobił sobie kawę w MOIM kubku i z pełną dezaprobaty miną wskazywał na tarczę MOJEGO zegara.
            - Spóźniłaś się – mruknął.
- Ta, pięć minut – odparłam, zabierając mu kawę i siadając na krześle obok jakiegoś łysego faceta, którego widziałam pierwszy raz w życiu. – Co mamy?
            Norman zrobił jeszcze bardziej nadętą minę. Zerknęłam pod biurkiem, żeby sprawdzić, czy aby nie unosi się kilka centymetrów nad fotelem. Nie unosił się. Ale fakt, że to on przekazuje mi istotną informację, a nie na odwrót napawał go taką satysfakcją, że tylko czekałam na to, aż guziki koszuli pękną mu na tej wypiętej dumnie piersi.
            - A to – powiedział i sięgnął do stojącej na podłodze metalowej skrzynki.
            Usłyszałam, jak siedzący obok mnie mężczyzna głośno wciąga powietrze. Zerknęłam na niego spod uniesionych brwi. Kim jesteś? Małą dziewczynką? Aż nagle Norman z hukiem położył coś na blacie biurka i ja sama zachłysnęłam się śliną. W dużym worku strunowym znajdował się kij bejsbolowy. Rozpoznałam go tylko po rękojeści, bo jego górna część wyglądała jak zanurzona w czerwonej farbie.
            - To nie był pojedynczy cios – wychrypiałam.
- Ameryki nie odkryłaś, technicy stwierdzili to już podczas wstępnych oględzin ofiary.
- Kto znalazł narzędzie zbrodni? – zapytałam, ignorując jego złośliwość. Potrzebowałam trochę czasu na ochłonięcie, by móc wdać się z nim w kłótnię.
- Haakon dopiero co przywiózł go z Vikersund. – Norman skinął w kierunku siedzącego przy oknie blondyna, z którym spotkałam się już w dzień popełnienia zbrodni, i którego imienia za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć. Haakon, no jasne! W końcu jakaś znajoma twarz, inna od przystojnej, ale jednak normanowej facjaty.
- Są jakieś odciski palców?
- Czysto – odparł Haakon. – Jeżeli można tak powiedzieć…
            Norman jęknął i uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Gdzie w ogóle był ten kij? Jak to możliwe, że przegapiliśmy go wczoraj? – kontynuowałam rozmowę.
- W krzakach przy samym wjeździe do Vikersund. – Blondyn nagle zarumienił się, nie wiedzieć czemu. - Jonne i ja natrafiliśmy na niego zupełnie przez przypadek.
- Gdyby Haakiemu nie zachciało się lać, to pewnie do wieczora biegalibyśmy po mieście z psami tropiącymi - tubalnie zaśmiał się łysy facet. Aż podskoczyłam na krześle. Z wrażenia zapomniałam, że siedział obok mnie.
- Dobra, koniec tych żartów. – Norman huknął pięścią w stół.
- Jeszcze nawet nie zaczęliśmy… - mruknęłam, ale śledczy puścił to mimo uszu.
- Nie ma śladów, nie ma podejrzanych. Pomimo że znaleźliśmy narzędzie zbrodni, to wciąż jesteśmy w czarnej dupie, bo trudno nawet przypuszczać, kto mógł zabić Eriksson.    
- Może to ktoś z uniwersyteckiej drużyny? – podsunął nieśmiało Haakon.
- Stary, masz na nazwisko Olsen, a czasem zachowujesz się tak, jakbyś znalazł się w Norwegii przez przypadek – jęknęłam. – Tutaj prawdopodobne jest, że ktoś przywali ci trzymaną w domu nartą, a nie bejsbolem.
- W dodatku kij wygląda raczej na nowy – dodał Jonne. – Prawdopodobnie użyto go tylko raz.
            Poczułam jak stojący obok mnie Olsen zadrżał. Ja też przełknęłam ślinę nieco głośniej niż zwykle. Nie wiem, czy to przez emocje, czy przez to, że nie zjadłam śniadania, ale tego dnia moje ślinianki były nad wyraz aktywne.
            - W takim razie trzeba pojechać do Vikersund i pogadać z właścicielem sklepu sportowego – oznajmiłam nieco zachrypniętym głosem. – Może pamięta, komu niedawno sprzedał coś takiego.
- Myślisz, że prowadzi spis klientów? – Norman uśmiechnął się do mnie ironicznie. – To nie film, Ada, nie bądź naiwna.
- A masz lepszy pomysł? – warknęłam, ledwo powstrzymując się od wydrapania mu oczu. – Chcesz rozwiesić ogłoszenia? Znaleziono kij bejsbolowy. Znaki szczególne: ślady krwi i fragmenty mózgu. Zrozpaczonego właściciela prosimy o kontakt z najbliższym posterunkiem policji. Już widzę te napływające zgłoszenia! Będziesz musiał urządzić casting na mordercę.
            Norman zacisnął usta w wąską linię i zaczął nerwowo wyłamywać sobie palce pod blatem biurka. Wiedziałam, że bije się z myślami. Z jednej strony za nic nie chciał pozwolić mi na przejęcie dowodzenia w tej sprawie, ale z drugiej nie miał żadnej sensownej kontrpropozycji w stosunku do mojego pomysłu.
            - Ja jadę do Vikersund, a ty rób co chcesz – powiedziałam w końcu, zrywając się z krzesła. – Jeżeli ten psychol sam do ciebie przyjdzie i wyciągnie ręce, żebyś zakuł go w kajdanki, to wiesz, pod jakim numerem mnie złapać.

22 stycznia 2013, godzina 9:54
Vikersund

            No, ewidentnie się nie polubimy. Drzewa tu nie posadzę, domu nie wybuduję, syna nie powiję. Zimno, ślisko i trochę jak w jakimś labiryncie. Już czwarty raz przejeżdżałam wzdłuż ulicy, przy której – według wskazówek nawigacji samochodowej – powinien być sklep sportowy. Ale nie było. Rozpłynął się, czy jak? Przeklęte Vikersund! W końcu postanowiłam wysiąść z auta i przejść się po okolicy. Papierniczy, obuwniczy, fryzjer… O, jest! Przysięgam, ta piłka do koszykówki wymalowana na łuszczącym się plakacie wyglądała jak plaster starej szynki.
            Gdy weszłam do sklepu zabrzmiał dźwięk dzwonka, a zza zaplecza natychmiast wyłonił się przygarbiony mężczyzna, na oko niewiele starszy ode mnie.
            - Mogę w czymś pomóc? – zapytał głosem piszczącym niczym nienaoliwione zawiasy. Brzmiał tak, jakby od dawna do nikogo się nie odzywał.
- Tak – odparłam, a sprzedawca spojrzał na mnie zszokowany. Najwyraźniej do tej pory wszyscy ‘tylko się rozglądali’. – Interesują mnie kije bejsbolowe.
- Kije bejsbolowe? – zdziwił się jeszcze bardziej. Bałam się, że gałki wypadną mu z oczodołów i potoczą się po podłodze, a nie uśmiechało mi się szukanie ich w pełnych kurzu szczelinach pod półkami.
- Tak, kije bejsbolowe – powtórzyłam. – Ma pan je tutaj?
- Mam, oczywiście, że mam… – odparł, wychodząc zza kontuaru. – Proszę za mną.
            Sprzedawca podążył w głąb sklepu, a ja powędrowałam za nim. Mijaliśmy stoiska z przeróżnymi sprzętami sportowymi, które mogłyby posłużyć jako potencjalne narzędzie zbrodni. Dlaczego akurat kij bejsbolowy? Dlaczego nie stalowy kij do golfa, albo ten dziwny młotek do polo?
            - Bardzo proszę – oznajmił mężczyzna, gdy dotarliśmy do działu z akcesoriami do bejsbola. – Interesuje panią jakiś konkretny model?
- Mógłby mi pan coś doradzić? – mruknęłam, rozglądając się po półkach i próbując zyskać czas na rekonesans. Matko, one wszystkie wyglądają tak samo!
- Jeżeli kij ma być dla pani, to sugerowałbym coś lekkiego i niezbyt długiego – oznajmił.
            Aha, czyli uważasz mnie za karłowatego słabeusza z witkami zamiast rąk? Zaraz założę ci dźwignię na nogę, to zobaczysz, co te witki potrafią!
            - Nie, nie dla mnie. Dla brata – skłamałam i spojrzałam mężczyźnie prosto w oczy wysyłając komunikat: ‘uwierz mi, uwierz mi, uwierz mi’. – On jest wysoki i raczej dobrze zbudowany…
- Trudno jest dobrać kij nie mając przed sobą osoby, dla której ma być on przeznaczony – wyjaśnił, ale mimo to sięgnął na półkę. – Czy wie pani, jakim kijem brat grywał wcześniej? Był podobny do tego?
            Chwyciłam kij i obejrzałam go, przygryzając wargę. Nie, ten jest dużo węższy od narzędzia, którym zabito Ingrid.
            - Brat używał czegoś cięższego – odparłam. – On jest tym, no…
            Wykonałam kilka pokracznych skrętów tułowia i zamachnęłam się parę razy udając, że odbijam piłkę do bejsbola.
            - Pałkarzem? – podpowiedział nieco zażenowany sprzedawca, a ja spaliłam buraka.
- Tak, pałkarzem – przyznałam, czując jak pieką mnie policzki. – Także wie pan, on potrzebuje czegoś cięższego, mocniejszego…
            Takiego, żeby było w stanie rozłupać czaszkę.
- To może takie coś?
Sprzedawca podszedł do ustawionego na końcu działu stojaka i podał mi solidny drewniany kij. Przyjrzałam mu się uważnie i zważyłam go w dłoni. Przepraszam bardzo, czy mógłby pan polać tę grubszą część czerwoną farbą?
Jeszcze raz dokładnie obejrzałam kij. Wydawało mi się, że był dokładnie taki sam. Nawet miał identyczną ciemnozieloną oklejkę z taśmy gumowej wokół rękojeści. Ale stuprocentowej pewności nie miałam.
- Wie pan co, ja na razie podziękuję – stwierdziłam i oddałam sprzedawcy kij. – Chyba lepiej będzie, jak przyjdę z bratem. Nie ma co kupować na chybił-trafił.
- Jasne, zapraszam serdecznie – odparł mężczyzna, uśmiechając się sztucznie.
- Miłego dnia – rzuciłam i wyszłam na zewnątrz.
            Gdy tylko wyjechałam z ulicy, przy której znajdował się sklep, natychmiast wybrałam numer Normana.
            - Przyślij chłopaków do sklepu sportowego w Vikersund – zakomenderowałam.
- Masz coś? – zapytał znudzonym, pewnym powątpiewania tonem.
- Prawdopodobnie tak, potrzebuję potwierdzenia – odparłam, po czym szybko dodałam, żeby nie zdążył zbagatelizować moich podejrzeń: - Adres sklepu i model kija, na który mają zwrócić szczególną uwagę wysyłam ci smsem. Niech dzwonią, jak będą coś wiedzieli. Ja póki co jestem na miejscu.

22 stycznia 2013, godzina 18:03
Vikersund

            Nie wiem, co mnie podkusiło. Najprawdopodobniej typowe dla mnie przeświadczenie, że ‘ja zrobię to lepiej’. No bo zrobię. A nóż widelec chłopcy przegapili coś, co ja moim czujnym okiem wytropię natychmiast! W dodatku spędziłam pół godziny w jednym pokoju z Haakonem i Jonne, po którym to czasie nasunęło mi się na myśl tylko jedno pytanie – kto, do jasnej cholery, pozwolił tym dwóm pracować przy sprawie tak poważnej, jaką jest morderstwo?
            Także pojechałam pod tą przeklętą Vikersundbakken. Kiedy tylko wyszłam z samochodu, po plecach przeszły mi ciarki. Wokół całkowita cisza i ciemność. Jedyne źródło światła stanowiła wznosząca się na wzgórzu mamucia skocznia, na której lampy, ze względu na zbliżające się zawody, były włączone. Z daleka widziałam maleńkie sylwetki ludzi, rozstawiających bannery reklamowe.
            Wyciągnęłam z kieszeni latarkę. To tutaj, pomyślałam, kierując strumień światła w stronę miejsca, gdzie wczoraj leżało martwe ciało Ingrid. Nie mogłam opanować dreszczu, który wstrząsnął moim ciałem. Ktoś mógłby powiedzieć, że po pięciu latach w zawodzie powinnam się przyzwyczaić. I przyzwyczaiłam się. Serio, do wielu rzeczy – do widoku krwi, nieboszczyków, ludzi oszpeconych tak, że nawet ich najbliżsi odwracali wzrok. Podczas sekcji zwłok też krzywiłam się już o wiele mniej niż na początku mojej pracy w prokuraturze. Ale będąc na miejscu zbrodni zawsze towarzyszyło mi nieprzyjemne uczucie, wyobrażenie tego, co tam się wydarzyło. Szczególnie nocą. Szczególnie, gdy było ciemno jak wiadomo gdzie u wiadomo kogo, a ja stałam sobie sama. W takich momentach pistolet, który nosiłam w kaburze przypiętej do paska dżinsów wydawał mi się plastikową zabawką na wodę.
            Nagle usłyszałam za sobą szybkie kroki i głośny krzyk ‘UWAGAAA!’, który rozdarł powietrze. Odruchowo zacisnęłam dłoń na moim colcie, ale intuicja podpowiedziała mi, że grożąca mi sytuacja nie wymagała użycia broni. Skądś znam ten głos. Kątem oka zdążyłam zauważyć tylko rozczochraną czuprynę, a po chwili leżałam na ziemi, nakryta czyimś cielskiem.
            - Hilde, ty już nie jesteś podejrzany! – ryknęłam. – Teraz jesteś oskarżony!
- Och, czyli tego musiałem się dopuścić, żebyśmy w końcu przeszli na ‘ty’ – odparł, uwalniając mnie od swojego ciężaru.
            Chciałam posłać mu spojrzenie tak mordercze, że zapakowałoby go od razu do trumny, ale gdy tylko zobaczyłam jego wyszczerzone zęby i zabawnie uniesione brwi, nie mogłam się nie roześmiać. A w zasadzie to zabulgotać dziwacznie, bo w ustach wciąż miałam nieco śniegu, którego nałykałam się lądując twarzą w zaspie. Przewróciłam się na plecy i próbowałam przyjąć pozycję stojącą. Bez skutku.
            - Zamknij się i pomóż mi wstać – zakomenderowałam, gdyż nogi rozjeżdżały mi się przy każdej próbie podniesienia się z ziemi.
- Trochę się boję podać ci rękę – odparł, przyglądając mi się z góry. – Wiesz, że mnie potraktujesz jakimś paralizatorem, czy czymś takim…
- Lepszy paralizator, czy kulka między oczy? – warknęłam, bo tyłek zaczął przymarzać mi do pokrytego lodem chodnika.
- No, skoro tak stawiasz sprawę… - mruknął Hilde, po czym, z zadziwiającą jak na chuderlaka łatwością, podniósł mnie z ziemi.
            Dokładnie otrzepałam spodnie ze śniegu, ale mimo to nie udało mi się pozbyć uczucia, jakbym cofnęła się ponad dwadzieścia lat wstecz i nie zdążyła do toalety.
            - A tak właściwie, to co ty tutaj robisz? – zapytałam, przyglądając mu się podejrzliwie.
- Mógłbym o to samo zapytać ciebie – odparł, ciągle szczerząc się głupkowato.
- Nie powinno cię to obchodzić – obruszyłam się. Co on sobie wyobraża? No przecież nie będę mu się spowiadać!
- I vice versa.
- Czyżby? – Założyłam ręce na piersi i uniosłam brwi.
            Hilde jakby trochę się speszył. Jakieś kabelki w przestrzeni między jego uszami, w której normalni ludzie mają mózg w końcu się zetknęły, coś zaiskrzyło i najwyraźniej połączył miejsce, w którym się znajdowaliśmy z przesłuchaniem z poprzedniego dnia.
            - Więc…? – Nie spuszczałam ze skoczka czujnego spojrzenia.
- Z treningu wracam -  odburknął, a mina wyraźnie mu zrzedła.
- O tej godzinie? – zdziwiłam się.
- No co, jeszcze nawet dziewiętnastej nie ma. Zdążę do hotelu przed dobranocką, pani prokurator. Proszę się nie martwić.
            Okej, to zabrzmiało sensownie. I przyznaję się, trochę mnie zagiął. Właściwie to nie tylko trochę. Spaliłam takiego buraka, że momentalnie zrobiło mi się gorąco, a moja twarz pewnie zlała się w jedno z wełnianą bordową czapką, którą miałam na głowie. Zupełnie straciłam rachubę czasu, byłam przekonana, że jest grubo po dwudziestej drugiej. Za mało snu, Larson.
            - To w takim razie gdzie są twoi kumple?
- Biegają karne kółka, buloklepy – odparł.
- Hilde…
- Hmmm?
- Ściemniasz. – Serio, aż kopciło mu się z nosa.
- Dobra, dobra. – Wzruszył ramionami. – To ja skakałem, jakbym miał narty na nogach pierwszy raz w życiu i za karę wracam do hotelu z buta, zadowolona?
- Mi to tam rybka, ale ty pewnie długo nie będziesz mógł się pozbierać – stwierdziłam, uśmiechając się złośliwie. – Takie upokorzenie! Trochę sadysta z tego twojego trenera…
- Nie no, myślę, że kawa w miłym towarzystwie mogłaby nieco poprawić mi humor.
- Dobra, chodź – rzuciłam.
- Co? – zdziwił się, wybałuszając oczy.
- To, co słyszałeś - idziemy na kawę.
- Wiesz… Zasadniczo, to mówiąc ‘miłe towarzystwo’ raczej na pewno nie miałem na myśli ciebie…
- Och, daj spokój, Hilde – westchnęłam i machnęłam lekceważąco ręką. – Jest mi zimno, tyłek mam cały mokry od siedzenia na lodzie, a pewien jeszcze bardziej irytujący od ciebie śledczy zerwał mnie z łóżka o siódmej rano. Potrzebuję kofeiny.

22 stycznia 2013, godzina 19:27
Vikersund

- Niektórzy ludzie są jak zwierzęta – stwierdził Hilde z obrzydzeniem, gdy po godzinie, przekupiona podwójnym espresso i wielkim kawałkiem jabłkowej tarty z bitą śmietaną, opowiedziałam mu mniej więcej na jakim etapie jest śledztwo w sprawie śmierci Ingrid. A że było na etapie zerowym, to i bez tego haraczu mogłam mu o nim opowiedzieć.
- Na przykład ty – odparłam, wytarłszy wierzchem dłoni śmietanowe wąsy, które utworzyły mi się nad górną wargą. – Jak małpa w cyrku, ściślej mówiąc.
            Nie obraził się na mnie, ani nie wyszedł z kawiarni, trzaskając drzwiami. Po prostu trzepnął mnie w ramię i zapytał z przekąsem: Czy chciałabyś mi coś opowiedzieć o swojej przeszłości? I w momencie, w którym wpakowałam mu łokieć między żebra chyba zdrowo kopnął mnie prąd, bo nagle stwierdziłam, że może jednak spróbuję polubić tego rozczochranego dzieciaka z ADHD, który zamiast w kolejce po mózg ustawił się w tej, gdzie rozdawano krzywe kolana.
_________________________________________
okej, skoro już przyskillowałam jako mały informatyk i zrobiłam router z telefonu (pan z kablówki poleciał w kulki i nie założył internetu w nowym mieszkanku :<), to rzucam trójeczką. w dodatku już czuję, że z czwórką będzie męka niezwykła, gdyż oprócz hardej pracy od poniedziałku dojdzie mi jeszcze - może mniej harda, ale zawsze - nauka.
powodzenia wszystkim studentom, maturzystom i uczniakom! nie dajcie się nauce, have fun i te sprawy. NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI!
BESOS,
aśka

6 komentarzy:

  1. Czekałam, czekałam i się doczekałam. Już napaliłam się na datę tumowych urodzin (kogo ja oszukuję? i tak nie byłabym wtedy w stanie czytać), ale okeeej, lepiej późno niż wcale. Na Tuma zawsze warto czekać. I w ogóle na Norów (if you know what I mean).
    Kiepska jestem w kryminały, to fakt, ale te skoczne to ja uwielbiam i cieszę się, że ostatnio pojawia się ich coraz więcej. A jak te kryminały są jeszcze połączone z Norwegolandią, jej obywatelami, a co najlepsze - z tamtejszymi skoczkami to uuuuu! Równać się może tylko kuweta szarlotkowych lodów. :> To chyba dobry wskaźnik, cnie?
    Anyway, mamy Adę na tropie morderstwa kijem bejsbolowym, która nie dość, że musi się użerać z pewnym siebie, acz pewnie pieruńsko przystojnym kumpel po fachu, nierozgarniętymi współpracownikami, wieczną zmarzliną, to jeszcze jej bandę skakajców do tego dołożyli! Ja wiem, ja wiem, ona pewnie ręce do nieba wznosi i krzyczy rozpaczliwie "PERQUE! BOSZE!", ale my zacieramy rączki, bo kombinacja jest zaiste piękna (chciałam napisać w żarciku, że norweska, ale posuszyłabym równo). Ale! Idąc tym wątkiem... Nie dość, że Norman, że morderstwo i ta cała reszta, to jeszcze BENG W ŚNIEG! Znaczy bengu nie było, ale to Tum, on robi beng gdy dziewczyny nie patrzą. To trzeba było mieć Adowe szczęście, żeby Hilda jej się przypatoczył, prawda?
    Ale hej, Hilda to przecież nieszkodliwy (na krótszą metę) osobnik (chociaż ja wzięłabym go na dłuższą, czuję, że mamy tak spier-ekhmekhmekhm fale) i do kawy i do pogadania jest w sam raz! I jego stwierdzenie, że niektórzy ludzie są jak zwierzęta... Choć to zapewne tylko suche stwierdzenie odnoszące się do śledztwa, tak sądzę, że z jego ust zabrzmiało niezwykle filozoficznie, głęboko i w sposób zmuszający do refleksji. O rany, widzę go znowu w okularach w filmiku z Bardalem (chyba).
    Okej! Ja tu wyczuwam początek całkiem fajnej znajomości Ady z Tumem! Nie zapatruję się na nic głębszego, będę profesjonalna i nie zacznę pompować serduszek tam, gdzie nawiązała się drobna nić porozumienia. Tum kumpel to supi opcja i jej sie na razie trzymam, a co się dalej wywiąże, to czas pokaże. Znaczy Ty pokażesz. Mam nadzieję, że very soon. Wiesz, gdzieś między kasą, gałkownicą, ekspresem, zajęciami u redaktorka i płakaniem w poduszkę wywołanym przez jego soczysty hejt.
    Azaliż, niech moc będzie i z Tobą.
    Widzimy się jutro.
    I pijemy.
    Buziaczki. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O, no patrzcie, nie taki Hilde straszny, jeśli patrzeć od kolan w górę. I w sumie od szyi w dół. A skoro Ada doszła do wniosku, że jednak niektóre małpy nadają się do rozmowy, to bardzo przefajnie. Bo kto wie, czy z tych tart ze śmietaną nie wyjdzie jakaś super szarlotka? Co też ja właśnie napisałam? Miałam na myśli, że może okaże się, że Ada właśnie takiego Toma potrzebuje w życiu, bo takich z mózgiem i prostymi nogami ma za dużo? Może potrzebuje czasem z kimś pogadać, ubabrać się bitą śmietaną, porozwodzić się nad różnością kijów bejsbolowych w zależności od obwodu patyka? A jak nie Tum, to kto? Może więc chce opowiedzieć mu o swojej przeszłości?
    A swoją drogą, to podziwiam Adę. Bo jakbym ja takiego Normana musiała codziennie spotykać, to bym zabiła. Tym bardziej, że MÓJ kubek, to MÓJ kubek, a kubki na kawę to świętość. Kupiłabym nartę specjalnie po to, żeby go w łeb pie... walnąć.
    Kończę, kończę, bo chyba za bardzo mi się ta tarta wryła w mózg.
    Ty też nie daj się pracy, studiom i tej norweskiej bandzie!
    Powodzenia i duuużo weny, żeby jednak ta czwóreczka gładko poszła!

    OdpowiedzUsuń
  3. Daję Wam okejkę i zagnieżdżam się tu na stałe. Kryminał i Norwegia to doskonałe połączenie, a jak dodamy do tego skoki to oesu, Cam w niebie. A że Tobie jeszcze wszystko tu wychodzi wręcz mistrzowsko to już całkowicie cud, miód i mannerki. Także czekam na nowość! xo

    OdpowiedzUsuń
  4. Po miesiącu odkryłam, że jest trójka! Dziękuję kochanemu bloggerowi i biorę się skomentowania tego powolnego w rozwiązywaniu śledztwa, które w żaden sposób nie łączy się na razie ze skoczkami. Mogę powiedzieć tylko, ze na razie wszystko idzie na Hilde albo Bardala (który notabene ma jakąś wspólną przeszłość z Adą), ale że pierwszy podejrzany zawsze jest niewinny to stawiam se na Stjernena.
    Ten kij to dla odwrócenia uwagi, prawda? Bo raczej nie wyobrażam sobie norweskiego skoczka narciarskiego z kijem bejsbolowym.

    http://platki-sniegu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Po miesiącu odkryłam, że jest trójka! Dziękuję kochanemu bloggerowi i biorę się skomentowania tego powolnego w rozwiązywaniu śledztwa, które w żaden sposób nie łączy się na razie ze skoczkami. Mogę powiedzieć tylko, ze na razie wszystko idzie na Hilde albo Bardala (który notabene ma jakąś wspólną przeszłość z Adą), ale że pierwszy podejrzany zawsze jest niewinny to stawiam se na Stjernena.
    Ten kij to dla odwrócenia uwagi, prawda? Bo raczej nie wyobrażam sobie norweskiego skoczka narciarskiego z kijem bejsbolowym.

    http://platki-sniegu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Robi się coraz ciekawiej- pojawiają się dowody zbrodni. Ciężkie życie ma Ada, musi znosić Normana, ale może Tom troszku jej tę pracę teraz umili :P wydaje mi się, że pani prokurator tak jakby trochę zmiękła w stosunku do tych skakajców, a ściśle mówiąc- do Toma :D Ciekawa jestem bardzo jak rozwinie się ta znajomość pewnego siebie Norwega i ambitnej prokurator :P
    pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń